Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

i Marduła pomimowoli z przerażeniem spojrzeli na siebie.
Gałajdy pierś wzdymała się, usta krzywiły i oczy poczęły nabierać wyrazu przerażenia aż do obłędu.
Zwrócił oczy na Krzysia i na Mardułę, straszne i pełne okropnego strachu.
— Gałajda — rzekł Krzyś, aby przerwać milczenie i z trwogi przed Gałajdą — dy cie jesce nie wiésajom.
— Ja — ja — począł bełkotać Gałajda — ja — w niewoli? Jakoz to? Nié mogem — iść — ka fcem — zapartyk — — pomiendzy mury — — nié mogem iść — ka fcem — ja — — w murak — — ja — —
— Piérsy raz siedzi — mruknął Krzyś porozumiewawczo do Marduły.
Gałajda położył ręce na kratach.
— E — rzekł Krzyś — hrube, nie wytardzes.
— Próguj! Próguj, Bartek! — krzyknął Marduła. — Ja ci pomogem!
Gałajda zagiął palce na kratach, przypiął się do nich i Marduła. Nie drgnęły.
— Na nic! — zawołał Marduła. — Nié mamé haw nic? Ani noza?
— Sytko wzieni, kie my spali — odpowiedział Krzyś.
Gałajda ciągnął kratę, żyły wystąpiły mu na