Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

skroniach i na rękach i zsiniał cały z natężenia; ale krata nie puściła.
— Na nic! — powtórzył Marduła. — Juz my ik! Na wiecność!
Gałajda szarpał kratę w tak straszliwy sposób, z takim wyrazem twarzy, aż Krzyś przerażony ozwał się:
— Bartek! Daj pokój! Nie siep sie telo!
Ale Gałajda snać nie słyszał i szał go ogarniał. Zerwał ze siebie koszulę, zmoczył, skręcił, założył za kratę, cofnął się krok i szarpnął. Przerwał koszulę i odleciał wtył ku ścianie, w którą uderzył plecami, aż jęknęła.
— Jezus Maryja! — szepnął Krzyś w trwodze na widok tak strasznej siły i tego wysiłku.
Gdy Gałajda zaś na nieruszoną kratę w oknie i na przerwaną napoły koszulę w swoich rękach spojrzał, usta skrzywiły mu się do płaczu, łzy do oczu nabiegły, pierś poczęło mu wstrząsać krótkie, przerywane łkanie i rozpłakał się jak zrozpaczone dziecko.
Krzysiowi stało się go żal.
— Bartek, o coz płaces? — ozwał się, aby go pocieszyć. — O kosule? Dyj ci jej ani nie trza na długo, bo cie obiesom. A kie cie pod siubienice powiedom, to ci kosule dadzom, nie bój sie.
— Nieładnie by béło na nik, coby nagiego wiésali — dodał Marduła rezygnacyjnie.