Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

Pedziałeś mu: niewola strasna rzec, a aniś sie nienazdał, kie sam do niej wpadnies.
— Nienazdałek sie — zachrypił Gałajda.
— I ulutowałeś sie go wej, hoć to jyno głupi dźwiérz béł, ale nad nami nijakiego zlitowania nie bedzie aj nie bedzie...
— Haj, z nienazdania my haw wpadli — zabiadkał Krzyś, Marduła zaś zawołał:
— Wis, Bartek, twój niedźwiadek se po lesie skace, spomina cie... I niewolom swoje...
— Niewola — zachrypił Gałajda.
Wtem porwał się od ściany, pod którą stał, przygiął się, pochylił głowę naprzód, wziął rozpęd od ściany, dał olbrzymiego susa i z łoskotem, wyłamawszy kratę w oknie, wleciał w nie ramionami i tak został.
Krzyś i Marduła oniemieli na razie, nakoniec Krzyś, widząc, co się stało, krzyknął z uciechą:
— Bartek!
Gałajda nie odpowiedział; Krzyś wołał:
— Bartek! Aleś hłop! Jesce takiego nie beło! Wysoko hań? — Gałajda milczał.
— Zamglał — rzekł Marduła.
— Nie dziwota! Kie sie hań kosula urwała! Wyciągmy go!
Wyciągnęli Gałajdę z okna, ale on zwisł im na rękach.
— Bartek! — wrzasnął Marduła.