Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

Zkolei zwrócił się do siedzącego pod ścianą ponsowego z gniewu kanonika, zamkowego proboszcza.
— Prosem ig miéłość duhownom, Gałajdzie, temu, coście go we więzieniu, zakiela ja haw z hłopami prziseł i Hradek zajon, niezywego naśli, cobyście mu taki pogrzéb sprawili, jak kieby jednorał cysarski pomar.
Żachnął się zuchwały ksiądz, w suknię swą dufny, i krzyknął nie posiadając się z oburzenia:
— Szalejesz, chamie!?
Ale Janosik ze szkarłatem obitego fotela wstał, ku księdzu postąpił, pistolet z za pasa dobył i pod nos go kanonikowi podsuwając, pocałował go w rękaw i rzekł spokojnie:
— Jedy jako fcecie, jegomość. Ja was ta moc nukał nie bedem. Ale bedzie?
I przybliżył lufkę pistoletu pod nos księdzu.
— No jakoz? — pytał Janosik.
Ksiądz zaklął po madziarsku, porwał się z miejsca i wrzasnął:
— Zbóju!
— E ta o to nic — odpowiedział Janosik spokojnie i stalą lufy końca nosa księżego dotknął.
— Bedzie?
— Bedzie! — ryknął trzęsąc się z furji ksiądz.
Janosik ujął go powtórnie za rękaw, pocałował i rzekł: