Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

— I coby wartko béło, jegomość, duhem, bo tys casu nié mamy haw siedzieć. A co my sie końdecek teraz pokłopocili, to nic. Gniéwu o to miendzy nami nie bedzie.
Bier hłopów, Mateja, i idź z jegomościom pogrzéb Gałajdzie jednoralski sprawić. Ja ta przydem.
A setnicy i dziesiętnicy nieg pilnujom; kupców, żydów, panów rabować wolno, siedlakom, hłopom, a biédakom, sewiecom, krawcom, rzemieśnikom nie brać nic, ba jesce, jak biéda nań, to mu rucić. Zbójnik świat równa.
— No wicie, krzesny ojce — zwrócił się do Sablika — moze my nie dłuzy jak o dwie godziny po świtaniu haw prziśli, a z Gałajdy juz trup!
— No.
— A Mardułe, ani Krzisia nik nie widział?
— No nik.
— E to oni dwa cojsi umędrkowali, a Gałajda odpiók. Bo on ta bodeś s kim o bodejscym nierad radziéł. Skoda hłopa. Ja go fciał kie sie bedem z cysarzem w Peście ziemiami dzieliéł, cysarzowi pokazać. Bo niémas pomiendzy nami nadeń, coby wto tęgiego wołu dźwignon, abo z hrubego smreka urwał gałąź od samego serca. Ja sie ś nim fciał pokwalić — jakie to w Polsce brakowne hłopy bywujom... Jeść sie mi fce. Hej, hajduk, przywiedź mi haw barana! Tłustego!