Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

dząc na głazie, jodłę ściąć i ogromne ognisko na małej polance leśnej zapalić. Buchnął ogień i wzniósł się dym ze smolnych gałęzi. Poczęto jeść i pić, szumieć i huczeć. Dziko się stało niewypowiedzianie. Wówczas Janosik wstał i krzyknął:
— Zbójeckiego!
Stanął Sablik przy ognisku z dźwigniętą nad głowę krwawą ciupagą, włosy długie, siwe odgarnąwszy z czoła, po boku zaś przy nim stanęli muzycy, dwaj Łusckowie z Kotelnicy, bracia, co piszczałki przy sobie mieli i Józek Hawrań z Jurgowa, co na Sablikowych gęślach umiał grać, a któremu je Sablik z rękawa czuchy swojej wydobył. Zabrzmiał las muzyką.
Już Janosik z Gadeją, Mateją i Mocarnego Wojtkiem przed muzykantami stanął i nutę Zbójeckiego ochrypłemi od znoju walki głosami zawiedli.
I w tan się puścił naprzód wódz, a za nim towarzysze i chłopów Podhalanów kilkudziesięciu koło watry, od krwi na blachach, klamrach i stroju czerwonych, ciupagą o ciupagę w powietrzu bijąc, aż iskry pryskały i las dźwięczał.
Zrywały się ptaki spłoszone i zwierz leśny umykał daleko. Stary Sablik był hersztem tańcowi. Dokoła niego tańczono, dokoła jego trwającej starodawnej chwały. Chłopi czcili swą własną i siłę dawnych pokoleń. Wiedział to Sablik