— Moze sie trza ognia warować, abo złodzieja? — szepnął Wojtuś, nie otwierając myśli przerażenia.
Strach głuchy rozlał się po izbie.
— On zwiestował niescéńście — ozwała się stara Nędzowa.
— Abo chorość; jako u Bukowskiego matka — rzekł stary Nędza.
Stawało się coraz głuszej w czarnej izbie, aż Maciek się odezwał cicho z kąta:
— Ja to słysał z ojca, w Dzianisie, ize dziadkowie i pradziadkowie zyjom s nami w domak nasyk; oni nas radzi widzom, bo my ik krew i nasienie, przepowiadajom...
— Siumny by ta béł z bodejscym nie prziseł, bo to béł hłop jak śrybło — rzekł stary Nędza. — Z figlami by on béł haw na ławe nie siad.
— Niescéńście zwiestować przyseł — szepnęła półgłosem stara Nędzowa. — Ale trza béło, coby sie Jonosik ruséł...
Cisza zapanowała w izbie. Dziewczyny Zubkosowe poschylały głowy. Wojtuś i Maciek siedzieli nieruchomo. Szła noc.
Przytuliły się dziewczęta Zubkosowe do siebie i Jadwiga szepnęła do Krystki:
— Moze Janosika męcom...
— Moze...
Wtem dreszcz przeszedł wszystkich.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.