Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ostańcie haw — rzekł do towarzyszy — bo by myśleli, ze ik zazbójować idziemé i przelękli by sie. I zbroje wam oddam, jyno ciupage od psów weznem.
Więc legli trzej towarzysze w gęstwinie, a Janosik szedł ku leśniczówce. Stanął u płotu przy furcie, gdy wysoka smukła kobieta właśnie psy podwórzowe z łańcucha spuszczać miała.
— Hej! — zawołał Janosik od furty.
— Kto? — zapytała.
— Swój!
— Kto?
— Z Polski. Ja haw na polowaniu béł, bedzie dzisienć roków temu.
Smukła kobieta się zastanowiła i odjęła rękę od łańcucha. Zadrżał jej głos, gdy pytała:
— Kto taki?
Poznał Janosik i szepnął głośno:
— Janosik.
Smukła kobieta postąpiła szybko ku furcie.
— Wyście to, Janosik? Z Polski?
— Ja — — Weronko — — —
Jakieś milczenie zapadło w ciemnym lesie. Smukła kobieta oparła się na sztachetach furty.
— Janosik — zadrżały jej usta. — Wyście to?... Wy?...
On zaś pytał szybko:
— Tata zyjom?
— Umarli.