— Mama?
— Umarli.
— Siostry?
— Pozwydawały sie. Niema ich.
— Andryś? Brat.
— On tu ze mną. Samiśmy.
— Wyście wydana?
— Nie.
— Wtoz za leśnickiego?
— Inny, gdzie indziej. Myśmy tu tylko sami z Andrysiem i sługami. Skąd idziecie?
— Z Polski.
— Przenocować chcecie?
— Przenocujecie mnie?
— Wdzięcznie.
— Nie boicie sie?
— Czego?
— Cy mie pote mie udali zbójnikem?
— Wyście wszyscy zbójnicy, z Polski — uśmiechnęła się Weronka.
Poznał zaraz Janosik, że jeszcze przez lasy wieść o napadzie na Hradek nie doszła, ni też że Weronka nie wie, iż ów straszny Janosik Nędza Litmanowski, hetman zbójecki, to on sam.
— Gdzie idziecie?
— Na robotę. Do Peśtu. Do hut zelaznyk.
Otwarła Weronka furtę.
— Wejdźcie — rzekła. — Głodniście?
— Nié. Jyno byk rad ugwarzéł s wami.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/268
Ta strona została uwierzytelniona.