Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

łować po licu przyszła Janosikowi chęć, ale się lękał jej uczynić przykrość zbytnią śmiałością.
Usiedli pod izbą na ławie, w pomroce.
— Weronka — zaczął Janosik — ja se wasom pieśń śpiéwać kazował. Bacycie jom?
I zagwizdał zcicha nutę swych natchnień wojennych.
— Pamiętam — odpowiedziała Weronka.
— Haj, kazowałek se. Gwiazdy wte samo tak świéciły, jak dziś.
— Tak samo.
Wzbierało Janosikowe serce.
— Weronka — rzekł — mnie casem tak luto béło za tobom, co cud! Jaby béł haw horami, wirhami leciał...
— Czemużeś nie przyszedł?
— Cemu?
Zmilczał Janosik i zagwizdał cicho, na wargach, szemrząc w myśli:

Cemuześ nie przyseł, kie miesioncek wyseł?
Byłbyś se posiedział i du domu poseł...

— Dziesięć lat, długi czas — mówiła Weronka.
— Cyście mie cekali?
— Zrazu tak, potem już nie...
— Weronka — zaczął Janosik cicho — Weronka, bacycie wy — ten noc?...
Dziewczyna spuściła głowę ku piersiom.