— Ka?
— Na grób?
— Jaki grób?
— O Janosik! W dolinę, wysoko, w Dolinę Batyżowiecką...
— Zy wtoz hań lezy?
— Kto?
Podniosła go ręką i powstali i przeszli ku bocznej bramce za domem, wprost w las, skąd się leśna perć rozpoczynała. Weronka szła naprzód.
Wolno szli w oćmie nocnej, pod górę, bystro, a gdy minęli smrekowy ślepy las, i w kosodrzewinę wstąpili, gwiazdy stały nad ich głowami.
Gdzie niegdzie stała samotna wyniosła limba, jak cień.
Przebyli kosodrzewiny ogromne, gałązkami perć grodzące, świtać już miało, gdy w progi głazów wstąpili.
— Batyżowiecka Dolina — rzekła Weronka.
— Spady — odpowiedział Janosik.
Z głazu na głaz, progami się posuwali wgórę, a skały nad nimi stały zaćmione, ciemne, gwiazdami tu i owdzie podziergane u szczytów i grani i wiatr chłodny szumiał, poranny.
— Jam cię tu choć raz chciała przywieść — szepnęła Weronka.
— W ten doline?
— Ku stawu.
Gdy głazy przebyli, jął się zabielać świat.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.