Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jako!? — krzyknął Janosik.
— Sytkiemu koniec. W nocy wojacy cysarscy skądsi przyśli, Hradek wzieni.
— A hłopi?
— Wto nie zginon, to uciók.
Janosik zatoczył się i oparł o drzewo.
— Syćka uciekli!?
— Syćka; jyno ci nie, co ig zabili, lebo pohytali w niewolom. Za pośrednie ziobro wisieć bedom. A wyście ka béli, hetmanie zbójecki!?
Śmignął Janosik obuch toporka wgórę, ale go zatrzymał nad sobą — tylko straszne oczy padły w twarz Bafji, tak że ten zbielał i z ust Janosika grzmotnęło jedno słowo: Idź!...
Bafija się zwrócił i odchodzić począł, niknąc.
— Co gadał? — zapytał.
— Je to, co i tobie — odparł Gadeja. — Przisło w nocy wojsko, obstompiło zamek, hłopi sie bronili, bo ig zniedobacka nie zaśli, Sablik strzóg i warty poustawiał, ale mieli harmaty, moc ig béła, hłopi wzieni uciekać. A Bafija uciekał i tu zaleciał.
— Sablik zginon?
— Nié. Wywiód hłopów.
— Moc zgineno?
Gadeja nic nie odpowiedział.
— Sablik sie osatał hnet, jakom mu piosnecke śpiéwajom — rzekł Mateja. — Uciók i wtorysi za nim.