Rozśmiał się Janosik.
— Bez Zelazne Wrota? Wtorędy my sie od Zelaznej Bramy na Dónaju w Polskom ze złotem i śrybłem wracali? Hańtędyj?
— No zy hań nablizy — odpowiedział Mocarny.
— Bedzies miał cas uciekać, nie bój sie.
— A ono by trza. Bo nas sukać pudom — rzekł Mateja.
— Ucieces i ty! Jesce cas.
— Janosik — zaczął Gadeja, ale dalej nie mówił.
Szli wgórę, którędy Janosik na dół był zbiegł. Wydostali się nad las i wstąpili na rówieneczkę wśród kosodrzewiny, gęsto i zbicie otoczoną krzami, wysokiemi nad człowieka.
— Hłopcy! — rzekł Janosik. — Dajcie mi zbroje mojom.
Odebrał z ich rąk rusznicę, pistolety i noże zbójeckie.
— A teraz usłuhnijcie mnie!
— Co fces robić? — zapytał Gadeja niespokojnie.
— Podpalcie kosodrzewine ze trzok stron.
— No co?
— Beecie widzieć. Migem!
— Znak fces dać démem? Komu? Héba wojakom, co my haw!
— Macie cas zuciekać, kimby prziśli.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.