Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

a kiez pudziemé do Luptowa siedzieć!? Hłopów eś wytraciéł po próźnicy. O mnieby sie wto przekwalać miał, ize ja przed nim uciók? Ja, Janosik Nędza Litmanowski, hetman zbójecki, co o mnie po syćkik dziedzinak na sto mil wkoło hyr seł? Jaby zyć miał, kiejek nie dokonał, na co jek sie zabrał? Kiejek dobryk ludzi pozwybijać dał i sam ś niemi nie zginon wraz!? U mnie jedno słowo, tak, jako pierun. Kie grzmi, to grzmi! Bydźcie zdrowi! Skoda, co Sablika niema, boby mi zagrał! Na ostatek! Mnie nie zal umiérać. Ja haw nie bedem sam. Jest hań wysy, przi Stawie, mojego syna kopieć w skalak...
Niemi patrzyli towarzysze Janosikowi na to, co się stawało. Z oczu siwych i bystrych łzy im spływały na twarde twarze, ale się mu sprzeciwiać nie śmieli. Jego włada robiła, co chciała. Nie dorósł go nikt i przed jego oczami każdy rzednął. On wse kazował.
Dym wzbijał się i ogień wznosił, ogarniając Janosika — rozumieli, że tak umrzeć chciał i że mu nato ręce podali. Okrutna zgroza i żałość ścisnęły im serca, ale go porwać z ognia nie śmieli. On zaś oćmiał od dymu w ich oczach i prawie znikł, na ciupadze wsparty.
— Janosik, zgores! — zawołał Gadeja, z rozpaczą łamiąc ręce.
Nagle Mateja i Mocarny jakby porwać się