mgły grube grać począł Janosikową nutę, którą on lubił śpiewywać:
Nie bój sie Janicku, nie bój sie tego nic!
Orawskiego Zamku, luptowskik siubienic!
Nie bój sie Janicku, nie bój sie nie zginies!
Wyjńdzies do wirsycka, siekireckom zwinies!
Grał długo, do obiadu, na którym trzej towarzysze Janosikowi zostali. Słuchali wszyscy w milczeniu. Dusza Janosikowa głosiła się do nich.
Przyszła z za wierchów, z za Tater i słuchała swojej nuty tanecznej. A tak się zdawało, że chwila, a usłyszą wszyscy jego głos:
Nie bój sie Janicku, nie bój, nie zginies!...
On tu jest s nami — myśleli wszyscy. — Prziseł zaźreć na dom, na gazdowstwo swoje, na ojca i matke, na siostry i brata strycnego, odpytać ik, odpytać świat...
Hej, miéłyz mocny Boze!...
A gdy poobiadowano, na wszystkich starczyło, legli starzy Nędzowie bólem, żalem i wiekiem zmożeni na pościel spać, trzej towarzysze Janosikowi do domów swoich odeszli. Wojtuś w chałupie został kozikiem strugający z brzostowego drzewa, Krystka zaś i Jadwiga wyszły z Maćkiem od stryków i powracały do siebie.
Krystka szła naprzód, za nią zaś Jadwiga