Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.



Trzy tygodnie minęło, gdy Marduła i Krzyś powrócili na Olczę. Zabłądzili uciekłszy z Hradku, po lasach się błąkali, głodni i spragnieni i pod klasztor jakiś żeński zaszli. Tam ich zakonnice puściły, jeść im dały, ale wyjść za furtę nie pozwoliły.
— Nijakim świate nas puścić nie fciały — mówił Krzyś. — Zbójnicyście i zbójnicy! Wypokutować nas fciały, coby nas ozgrzesyć.
— Bajto! — mówił Marduła. — Ozgrzesyć! Was ta ozgrzesały, boście starzy. Ony ta swoje refereta prowadzom proci potrzeby. Jyno ja hań potęgnon, kiek se pojad, to...
— Nogorzy — mówił Krzyś — co nam prząść kazowały, wełne. Ja ta jesce jako ja, prządek, ale nad Mardułom sępiały cięgiem, a biśterowały nań, co nie umié.
Obserwowały nas dobrze — mówił Marduła — jeść, pić béło godnie, jyno do tego przędzenia to ja jus nijakiego społogu nié miał. Je to nie kosa, ani nie cepy, cobyś z małego na to społozony béł. Ja ta ś niemi dość o to w rzędy za-