Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/304

Ta strona została uwierzytelniona.

Grał. Widziało mu się, że woda nuty odbija i na las rozrzuca. Ostre, brzmienne, stalowe. Wnikała muzyka odbita od wody w las. Jakby pszczoły z ula na słońcu w ciemne leśne uplecie leciały.
Grał a patrzał w wodę. Czy też muzyką swoją nie wyprowadzi z głębiny tajemnych ryb ogromnych i nie zaczaruje ich muzyką, aż z wielkiemi białemi do góry powznoszonemi oczami napośród wody nie postaną, jak gdzieś daleko w jakimś dziwnym bajecznym świecie, jakby przez mgłę każdemu widzialnym, węże czarownicy czarują... Ale nic woda zatajona nie wydała.
Złożył watrę z kosówki, zamyślił się i usnął. Zbudził go ranny mróz, jeszcze gwiazdy skrzyły się na niebie i była ciemność. Popił gorzałki i ruszył, aby się zagrzać. Dzień zwiastował się piękny, nie kurzyło nic, tylko wiatr poranny szumiał po jeziorze i po kosodrzewinie, od Rysów skądś, zwysoka od wschodu lecąc. Na wodzie błyszczały gwiazdy, Sablikowi pod stopami.
„On“ przechodził nocą nad jeziorem; ślady olbrzymich łap z pazurami na zwilgłej ścieżce owczej odcisnął, ale zaczuł ogień i człowieka i uszedł w las pod Wysoką; godny niedźwiedź, stary i wielki.
Szedł Sablik żywo po lewej stronie stawu wypatrując wielkiej ryby i jął się piąć po ślizgiej