Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

Gęśl gra.

Ej dyna! — dyna dyna — dyna! dyna dyna —
dyna! — dyna dyna — dy! na — dyna — dyna...

Sablik słucha.

Ej Sablik se zaśpiéwał — ej Krzywań mu odpedział,
bo o jego sprawie nik iny nie wiedział...

Góry zwracają mu śpiew.
Co wegrał w nie, dzwoni koło niego.
Jakoby wszystko światło na śniegu rozdzwoniło się w okrąg, po krzesanicach...
Sablik słucha.
Leży na łożu śmierci, na kosodrzewinowym krzaku.
Bez sił, zmożony walką z wichrem, osuty śniegiem nie do przebycia, zabójczym, leży na łożu śmierci.
Nie trwoży go nic, nie przeraża.
Od początku swego życia wiedział, że musi umrzeć, że musi przyjść taki dzień, kiedy umrze.
Umiera honorną śmiercią, godną życia.
Nie próbuje się ratować — wie, że to próżne.
Zna góry, zna ik dowody i końce.
Zasuło go. Bywa. Bywało...
Miło mu, że gęśl gra — — het, dookoła, w powietrzu...
Zna tę nutę, Sablikową nutę, która z wieków poszła i przetrwa wieki.