wjehali, a i pewnie kajsi z precka jadom. Ze dy ig jyno trzok, a jak prośbe majom i za biskupa sie głosom —
— No to jedźcie — rzekł Sobek. — Idze ty Kuba ś niémi, coby wiedzieli na sałasie, jeze my sie widzieli.
Ruszył chłop owy przodem.
— Warta? — zapytał go gajowy biskupa.
— Hm — mruknął chłop. Pytać nie było poco.
— Wojskowy u nich moderunek — pomyślał biskup. — Grzeczna czata, że lepszejby i pan Jan Chryzostom Pasek z Gosławic nie sformował...
Rozwidniło się przed biskupem i dachy ujrzał.
— Tu to będzie — pomyślał i mimowolny dreszcz go przeszedł.
Niebawem też zobaczył szałasy i szopy wielkie; dym bił nad dachy. Polana była szeroka, lasem dookoła otoczona.
Wysypali się chłopi naprzeciw w zdumieniu niezmiernem.
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! — pozdrowił ich biskup.
— Na wieki wieków! — odpowiedzieli. — Kuba, a to wto?
— Biskup.
Poodkrywali chłopi głowy, wraz też Janosik Nędza przed szałas bacowski wyszedł.
— Hej tam! Wto jedzie? — zapytał.
— Biskup!
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.