Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

— Biskup? Jaki? Skąd?
— Z Tyńca! — zawołał ksiądz Pstrokoński. — Opat benedyktyński, tyniecki!
— Witajcie! A cego sukajom?
— Janosika Nędzy Litmanowskiego.
— Ja haw — rzekł Janosik.
Biskup podjechał już popod szałas.
— Prosem, nieg racom. Jyno ostroźnie, bo próg wysoki, a ocap niski — zapraszał Janosik, pomagając biskupowi wysiąść. I do ludzi swoich wskazując konie i służących biskupich się zwrócił: wziąść, jeść i pić, postawić w cieple!
Wstąpił biskup do szałasu ponownie Pana Boga chwaląc, a z szałasu mu „niegze bedzie“ stary Sablik, Krzyś, Maryna Toporówna i obsiedli koło ogniska chłopi odpowiedzieli.
— Prosem. Nieg siednom — zapraszał Janosik, podając siedak samorodny, trójnożny.
Jeść i pić przed biskupem postawiono: mięsiwo, pieczeń jelenią i wino i miód, że lepszych i w Tenczynie za panów Tenczyńskich, co w złotych strzemionach jeździli, nie pijano.
— Z zacnych to piwnic zrabowane — pomyślał ksiądz Pstrokoński, smakując. Pił, jadł, gościnnie i godnie traktowany, i pozierał dokoła. Szałas zaopatrzono na zimę, mchem szpary utkano, a watra paliła się taka, że i w najtęższe mrozy można się było przy niej zagrzać. Na ścianach wisiała broń, po domach porabowana szlachec-