Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

— No to i niedźwiedź gazda Tatrom, a bez to kozica z liskom wraz wody pić nie hodzujom.
— Nie kochacie króla waszego?
— Ja go nie widział.
— Nie chcecie potrzebującego pomocy wesprzeć?
— Jedy jek z Polan zeseł i śtyry roki potrzebującyk pomocy wspiéram.
W uniesieniu jął ksiądz biskup Pstrokoński o królu opowiadać. Jak w Warszawie na zamku żył, jak władał i panował, jak uciekać i tułać się musiał, aż Gadeja, który w kącie na ławie leżał, ozwał się:
— Zéj to tak, jakkieby gazde z hałupy wyścigali.
Na co rzekł Krzyś przez nos:
— Terazeście wej Tomasie mądrze pedzieli. Wy macie rozum!
Zaś Janosik, gazdowski syn, podniósł głowę i powiedział:
— Gazde nik z hałupy wyścigać nieśmié.
Zwrócił się ksiądz Pstrokoński na ten Janosikowy ruch.
— No ale tu właśnie tak, tu właśnie tak! — zawołał. — Szwedzi króla z kraju, jako gazdę z gazdowstwa wygnali!
— To nie jest w porzondku — rzekł Gadeja. — Król to król. Wyganiać go nik nie powinił. Tu niéma sprawiedliwości.