ze srebrnych, w krysztale rżniętych, złoconych i szczerozłotych szlacheckich puharów popłynęła i ochota okrutna, jako zwykle przed wyprawą, jeszcze tak straszną i niezwykłą, ludzi ogarnęła, poczęły się snuć opowieści jedna za drugą, osobliwie zaś starzy Sablik i Krzyś cuda prawili.
Że zaś biskup był wesoły, jemu mogące być miłe opowiadki zbacowano.
Sablik mówił:
— Kie, prosem piéknie ig miéłość duhownom, Paniezus stworzéł świat, to sie obeźrał, ośmiał sie i tak se pedział:
Bars ja to syćko dobrze porobiéł. Jyno nie wiem, cy sie Jadamowi nie bee kotwić, bo je sam, haj.
Trza mu końcem sprawić jakom zabawke, coby sie ś niom przy casie zabawiéł, coby mu sie nie kotwiło.
Tak se pedział Paniezus.
I dobrze nie bardzo, zawołał:
Jadamie! Hybaj ze haw.
Jadam prziseł, ale sie mu straśnie łydki zacény trząść, bo sie Pana Jezusa straśnie bał, haj.
— Légaj! — pada mu Paniezus.
Jadam pilno lóg, ale se pomyślał:
— E, bedzie cosi, bedzie źle — i łydki zacény mu jesce mocniéj dygotać.
Paniezus porusał na pościeli ręcami nad nim, tozto pilno usnom. Wyjon pote, prosem piéknie,
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.