macie stajanie prózne, dajcie mi jedno stajanko, a ja wam siacia dam. Zasiejemy, urośnie nam. Kiby to djascy byli, coby nie urosło!
I tak zrobili.
Zaziérajom, hodzom, ale nie kciało róść, jyno taka biéda. Straśnie béł płony ten jarzec. Ale tego kumotra, co jarcu dał, jesce béł płońsy, mniejsy. Zgniéwał sie i pedział: bier djable taki jarzec!
Poseł du domu i straśnie mu smutno béło. Ale kie znowa na jarzec poseł zaźréć, beł juz wielgi, więksy jako kumotrów. Wartko poleciał du domu, wyklepał kose i hybaj kosić!
Przyhodzi na zagon, pobrusiéł kose i zacion. Jaz tu w te razy wyskocy djaboł. Łap mu za kosisko i pada:
— Stój! Nie bees kosiéł.
— A bez co?
— Bo jarzec mój.
— La cegos twój, kie ja go nasiał?
— Temu, ześ pedział „bier djable taki jarzec“, no to ja se go wzion. Kazałek mu róść i teraz se go bedem kosiéł, a ty nie!
Wzieni sie za garła.
Hłop ze béł mądry gazda, djabła sie nie bał. Trzimał sie setnie na nogak, a straśnie go prał po pysku. Jaze mu djasek tak pada:
— Wiés co hłopie? Załózmy sie.
— Ja nie od tego.
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.