Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

ski“ i przeżegnał się: „Panie ojce, bądź w miłości, jako tako na prędkości!“
Ksiądz biskup go w łeb trzepnął, ale łzy ze śmiechu chustką jedwabną ocierał.
Tańczyli też chłopi w jednem miejscu, bo miejsca skąpo było, drepcąc i podskakując, a ksiądz Pstrokoński dziwił się zarówno dzikiej monotonnej, zapamiętałej muzyce, jak i równie dzikiemu, monotonnemu a zapamiętałemu tańcowi, do którego trzeba mieć było istotnie „nogi ze stali“, „abo komu djabli dali“. Dziwił się też niezrównanej lekkości, zgrabności i wytrzymałości tancerzy, a najbardziej podziwiał, gdy tancerz, na końcach palców u stóp stanąwszy z wyprężonemi nogami, niesłychaną ilość razy pięty w powietrzu umiał niezmiernie prędko zbliżyć jedna ku drugiej i oddalić od siebie, jednej o drugą nie uderzając, co się księdzu biskupowi widziało sztuką godną baletu francuskiego, o którym cuda opowiadano.
Zwano Marynę Toporzankę do tańca, ale pójść nie chciała. Siedziała posępną myślą trawiona w kącie szałasu, a gdy ją nagabywano, aby i babski taniec gościowi zaprezentowała, zabrała się i poszła.
— A to kto, ta kobieta? — zapytał ksiądz biskup Janosika.
— Siestra tego tu haw hłopa — odpowiedział Janosik, wskazując głową Sobka Topora. — Orli-