brzymia rola gwiazdami uprawna i gwiazdom matka. Białe śniegi polany przed biskupem, otwarte szeroko, milczały tak samo, jak las i gwiazdy. O równej ciszy i równym spokoju nie miał ksiądz Pstrokoński pojęcia. I jeszcze go potęgowała i podnosiła jedna mgła, podobna do słupu dymu z ogniska, obłok nad lasem widny, nieruchomy, jakby lodem przemarzły. Zastój uroczysty i niezmącony, grozy ostępu pełny.
— Zaiste — rzekł ksiądz biskup w swojej duszy — gdybym teraz anioła przelatującego zobaczył, nie miałbym tego za cud, tylko za zwykłe w noc zimową w górach zjawisko...
Wrócił do szałasu i legł na przygotowanem dla siebie posłaniu przy watrze, którą od czasu do czasu któryś z leżących koło niej górali poprawiał.
Wtem drzwi skrzypnęły i weszła Maryna. Miała ona swoje łoże w komorze przy szałasie, gdzie mleko w naczyniach stawianem bywa i rozmaity sprzęt się umieszcza.
— Nie śpisz to jeszcze? — zapytał ksiądz biskup.
— Dy prawie idem — odpowiedziała Maryna.
— Piękna noc — rzekł ksiądz.
— Nagodziéł Panbóg.
— Aniołowie dusz pobożnych pilnują.
— To cemuz na świecie jest grzyhy?
Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.