Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja Go słysała w pierunak i grzmiotak, alek Mu nie rozumiała, co gadze?
— Chcesz pójść ze mną?
— Ka?
— Boga poznać.
— Ka? W doliny? Cy Go hań więcél, jako haw? Więcél hań świéci gwiazd, hrubse lasy stojom, więcél wód? Cy sie hań jaśniéj łyska, głośniej grzmi? Hurmawice hań więkse dujom i piékniéj ptaki w lecie po gajak śpiéwajom? Zorza hań więcél radosna, a na odwiecerz więcél spokojności w serce ludzkie z ćmom shodzi?
— Kto cię tak myśleć nauczył?
— Wto? Ze dy Panbóg, o wtorym gadacie. Kie syćko stworzéł, to i mnie, a kie syćko, to i to, co we mnie jest.
Zamyślił się ksiądz biskup Pstrokoński.
— Jak ci to na imię? — spytał po chwili.
— Maryna.
— Maryna — rzekł — patrz jak to pięknie: na niebie Pan Bóg mieszka, Aniołowie koło Niego, Święci Pańscy — chórem Mu śpiewają. Prawda, że pięknie i piękniej być nie może?
— A na ziemi co?
— Jakto co?
— Ze dy haw, na ziemi?
— Na ziemię patrzy Pan Bóg z Aniołami i Świętymi i czuwają nad nią.