Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

kurzom? Bo jakby hań zimy niebéło, to skądzeby sie u nas brała i skądby śniégi leciały? Ja tak uwazujem, ze ona by hań miała być jesce lepsa, jako tu, coby im hań śniégu nie hybiło, ba sie musi to zwysać, co tu na ziem spaduje.
Uśmiechnął się biskup, ale we futro, aby starego nie urazić, i ozwał się:
— He, któż to wie, jak to w niebie może być?
— Oni niewiedzom? — zapytał, lekko dworując, Sablik. — Dyć som jest na to uconi? Po śmierzci sie ta sytka dowiemé i wte telo bedzie wiedział dziad, co i ociec świénty w Rzymie, nie bójmy sie.
— Tylko trzeba sprawiedliwym na ziemi być.
— To to wej, mądrze radzom. Kie ja do Luptaka pod Krzywaniem z ruśnice, abo z proce mierzem, a on do mnie, to my oba sprawiedliwi, hoć sie kazdemu inacy widzi.
Skonfundował się nieco biskup Pstrokoński.
— Sprawiedliwość Boska jedna jest — rzekł.
— Jyno ludzkiéj telo, kielo ludzi na świecie — odpowiedział Sablik.
Zadumał się ksiądz biskup Pstrokoński nad ciemnem i grubem pogaństwem tego starca, a Sablik, pomilczawszy chwilę, naprzód poświstał zcicha starodawną nutę myśliwską, potem zamruczał:

Hej Sablicek zbójnicek,
hej siekiérecka ostra —