Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

go juhasi radzi straśnie widzom, kie na polane zajńdzie, bo jak niedźwiedź woły bije, niémas nadeń! A na niedźwiedzia idzie sam, z ruśnicom, abo z łukem.
— Sam jeden?
— Sam. Worcek mąki weźnie, soli, abo i to nié, bo jemu jéj ta niekoniecnie, i idzie. Case go i trzi i śtyry tyźnie niéma. Baba juz i na msom za duse cosi ze trzi razy dawać hodziła.
— I gdzie siedzi?
— Na polanie ka, przy juhasak, abo w lesie. Znajom go po halak na Luptowie, na Orawie, na Spisie i daléj, poza Matre, poza Fatre, poza Hocz, sędyl. Bacowie, panowie, panicowie, po nasemu leśni, a straśnie go radzi widzom, ze strzelec!
Zabawiał Krzyś księdza biskupa, aż i droga się wywinęła, którędy ku Krakowu wracać było można. Odpuścił ksiądz Pstrokoński bandzie Janosikowej grzechy i pobłogosławił, chłopi go w ręce całowali, a gdy się pożegnano, wziął się Janosik ku Spiżowi, którędy słuchy szły, iż król ma do Lubomli, do pana Jerzego Lubomirskiego, wielkiego marszałka koronnego, jechać, aby stamtąd akcję zaczepną przeciw Szwedom rozpocząć.
Ostrożnie postępował Janosik, szpiegów rozsyłając, aby królewskiego gazdę tem pewniej na gazdowstwo wawelskie wprowadzić. Im dalej ku