Strona:Kazimierz Przerwa Tetmajer Janosik Nędza Litmanowski.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

rami kruków, wron, jastrzębi, sępów i orłów, spadających stadami na ścierwa i zwłoki gnijące.
Świat fce zaginonć — mówili chłopi. Klęska była niesłychana i niepamiętna. Wyległy też z gór potwory, wilkołaki, strzygi, martwce, latawce, dziwożony, topielce. Widywali je ludzie rozognionemi od głodu i przerażenia oczyma. Okropne upiory jeździły na niedźwiedzicach i uganiały na wilkach z chychotem i piekielnym śmiechem. Wśród stad ptaków drapieżnych zlatywały gryfy i biły się z orłami i sępami. Wrzask, skwir nieraz słyszeli ludzie w powietrzu nieznany i ptaki spadały pokrwawione, z poprzebijanemi kośćmi barkowemi na ziemię.
Widziano karły w siwych czapach baranich i portkach miejskich szerokich od kierpcy obutych i rzemieniami po wierzchu okręconych, jak siały pod lasami i w lasach grzyby trujące. Salkę od Słodyczków ze Zębu Mnich porwał, gdy po wodę wieczorem poszła i przepadła bez śladu choć blisko domu było. Wrzasnąć tylko zdołała.
Rozhukali się wśród tej zagrozy ludzie. Kto co miał w sobie, to się wydobywało z niego rozpasane. Bracia gwałcili siostry, teściowe synowe, cudze żony na nagiem polu oddawały się kochankom, dziewki dwunastoletnie nierząd czyniły. Koniec świata przepowiadali starce i wróżowie i przyjście Jancykrysta.
Mord jął się szerzyć. Zabijano się o kawałek