Pan inspektor Barcikiewicz wstał i uśmiechnął się do mnie dobrotliwie.
— O, i kotek tu także? — rzekł, zbliżając się ku mnie.
Przyjąłem to powitanie z należytą powagą i zupełną obojętnością, on zaś, musnąwszy mnie przelotnie palcami po głowie, dorzucił wesoło:
— On także przyszedł na inspekcję, co?
Klasa na to:
— Ha, ha, ha...
Ja nic.
Gdy po chwili pan Barcikiewicz i nauczyciel wyszli z klasy, powstał nagle wielki śmiech i hałas. Dziewczątka przybiegły do mnie całą gromadą i chichotały tak, jakbym nie wiedzieć co zabawnego uczynił.
Na to Dada chwyta mnie pod pachy, unosi w górę i woła:
— Słuchajcie! Od dzisiaj nasz kochany Mruczuś będzie inspektorem! Co?... dobrze?! Kto głosuje za tem?
— Mruczuś, Mruczuś!... — ozwały się liczne głosy. A Dada, aby lepiej jeszcze upamiętnić ten piękny wybór, pochwyciła mnie za bródkę i potrzęsła zamaszyście moją głową, dorzucając:
— Tak jest: Mruczuś od dzisiaj będzie naszym inspektorem!... Zrozumiane?
— Ha, ha, ha...
Otóż widzicie, moi kochani, w ten sposób doczekałem się wreszcie zaszczytnej nominacji, która mi się już oddawna należała, wszak niemal codziennie bywam po różnych klasach! Ale ludzie zwykle są niesprawiedliwi i rzadko kiedy uznają ciche zasługi.
Poszedłem teraz do kancelarji, ale tu zamiast uznania, zaraz spotkała mnie przykra niespodzianka:
Nauczyciel roziskrzony żuł w gniewie papier i pomrukiwał, zwracając się do grupy pań i panów:
— Nie rozumiem, jak można trzymać kota w szkole.
Chciałem mu na to odpowiedzieć:
— Przepraszam, pan wielu rzeczy nie rozumiesz. Nie jestem zwykłym kotem, tylko inspektorem, a jeżeli pan nie wierzysz, to idź, zapytaj się Dady albo pana Barcikiewicza, przecież on pierwszy z tym wnioskiem wystąpił.