Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

12

Mecenas opowiadał długo o swojej podróży po Włoszech, o kąpielach morskich i innych ludzkich dziwactwach, które wpłynęły, jak twierdził, bardzo korzystnie na polepszenie jego nadwątlonego zdrowia.
Dopiero po dobrej chwili zaczęła się bardziej zajmująca rozmowa, która o tyle była mi przyjemna, że znałem osoby, będące tematem pogadanki. Mówiono o naszej staruszce, która niedawno umarła, a u której bawiłem trzy razy podczas wakacyj. Złowiłem tam sześć wróbelków i kilka innych ptaszków i nigdy tych przyjemnych polowań we wspaniałym parku nie zapomnę. Potem mówiono także o jej synu, o pannie Kloci i o Misi Zawiszance, wreszcie moja pani opowiadała o pewnym tajemniczym liście naszej staruszki, który znikł jej z biurka w niepojęty sposób.
Co prawda tylko dla niej niepojęty, bo ja mam własne pojęcie o tym tajemniczym liście i dziwię się tylko, że ludzie mają taką krótką pamięć.
Tę część rozmowy, która mnie żywiej zajęła, powtórzę wam wiernie, bom ją dobrze zapamiętał.
Mecenas: O śmierci naszej kochanej staruszki dowiedziałem się z gazet.
Pani: Nie uwierzy kochany mecenas, jak bardzo boleję nad tą przedwczesną śmiercią. A o jej synu nic się pan we Włoszech nie dowiedział?
Mecenas: Owszem; trafiłem na jego ślad, niestety, skończyło się tylko na tym śladzie. Pan Roman bywał we Florencji u kilku rodzin włoskich i polskich i zwierzał się ze swych zamiarów odbycia podróży na nowym samolocie z Florencji do Australji. Mówił także, że potem zapuści się w głąb Afryki, gdzie zamierza badać tamtejsze ziemne pokłady. Z kartek, które wysyłał z podróży, dowiedzieli się owi znajomi, iż szczęśliwie doleciał do Australji, lecz niedługo tam bawił, gdyż w miesiąc potem, odleciał zpowrotem na zachód, jak się zdaje do Afryki, i od tej chwili wszystkie kartki ustały. Jedni przypuszczają, że utonął w oceanie Indyjskim, inni natomiast sądzą, że zagrzebał się w górach Abisynji i tam puka górniczym czaganem[1] w swoje ukochane kamyczki.

Pani: A tu tymczasem rozdrapują ludzie jego wielkie mienie, staruszka bowiem zostawiła olbrzymie dobra, zdając je na opiekę ciotecznego brata, Michała, który choć jest u siebie w domu skąpcem i człowiekiem nieużytym, niewiele dba o spuściznę Romana. Najgorzej na tem ja wyszłam...

  1. czekanem, oskardem.