Owóż, jak wspomniałem, mieliśmy dziś piękny dzionek, prawdziwie wiosenny, i cały pensjonat podczas wielkiej pauzy wybiegł do ogrodu. Dziewczątka ścigały się po trawnikach i świeżo oczyszczonych ścieżkach, ładnie posypanych żółtym piaskiem, bawiły się małemi piłeczkami, uderzając niemi o ziemię lub przerzucając je z rąk do rąk, albo też opowiadały sobie przyjemne rzeczy o tem, jak to pięknie będzie, gdy nadejdą wakacje, gdy się zacznie miła swoboda i gdy wreszcie wybije godzina odjazdu na wieś, albo na letnie mieszkanie.
Do panny Jadzi przyczepiły się dwa ogonki, złożone z kilku dziewczątek. Połączyły się one zgiętemi rękami, niby kluczkami, a panna Jadzia ciągnęła je za sobą prawem i lewem ramieniem. Miała jakąś gazetę w ręku, ale jej czytać nie mogła, gdyż dziewczątka wciąż jej przeszkadzały, wołając jedna przez drugą:
— Proszę pani, proszę pani, proszę pani...
Ona cierpliwie wysłuchiwała ważnych tych zapytań i na wszystkie odpowiadała.
Ale w pewnej chwili, gdy się nieco uciszyło, rzuciła okiem na gazetę i naraz przystanęła. Szedłem przed nią i, odwróciwszy się przypadkiem, nie mogłem zrozumieć, co się dzieje...
Oto panna Jadzia zbladła, zatrzęsła się, przymknęła powieki i mało nie upadła, gdyż zatoczyła się jak nieprzytomna.
— Pozwólcie, dzieci — szepnęła — muszę usiąść, słabo mi.
Odprowadzono ją do ławeczki i posadzono.
Chwilę jeszcze siedziała jak martwa, potem zwolna ożywiła się a rumieniec wystąpił na jej zwykle bladą twarzyczkę. Wreszcie zerwała się i pobiegła do pani przełożonej.
— Proszę pani! — zawołała zdaleka — czytała pani dzisiejszą „Gazetę“?
— Nie, nie czytałam.
— Cudowny telegram z Rzymu. Pan Roman żyje!
Pani przełożona pochwyciła skwapliwie gazetę i odczytała głośno:
Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.