„Donoszą z Port Saidu, że koło drugiej katarakty Nilu lotnik polski, Roman Miłowicz, znany geolog, opadł szczęśliwie na piaski po odbyciu kilkuset kilometrów drogi nad pustynią. Motor popsuty, lecz lotnik ocalał“.
Panna Jadzia klasnęła w dłonie i podskoczyła, jakby była małą dziewczynką ze wstępnej.
Chciała jeszcze coś mówić, bo już otworzyła usta, ale właśnie zadzwoniono, i musieliśmy wracać do klasy.
Przed wieczorem znów był u nas na herbatce stary mecenas.
Podwieczorek odbył się jak zwykle: papuga nawykrzykiwała się jak zwykle, ja milczałem w odległym kącie jak zwykle. Po przekąsce pani pokazała mecenasowi telegram i wyraziła przekonanie, że gdy tylko Roman Miłowicz wróci do kraju, niewątpliwie przypomni sobie o pensjonacie, który tyle dobrego doznawał od jego szlachetnej matki.
Mecenas jednak niezupełnie podzielał zapatrywania pani przełożonej. Zimny ten prawnik potrząsnął głową i zauważył:
— Ostrzegam panią przed zbyt różowemi nadziejami. Ludzie szybko zapominają o tem, co było wczoraj, a mało ich obchodzą dawne minione lata! Zwłaszcza ludzie o tak bujnych i odległych od rodzinnego pnia przeżyciach jak Roman Miłowicz. Gdzież oni mają czas na troszczenie się o byt jakiegoś tam pensjonatu w Polsce! Dla mnie, jako prawnika, jedynie miałby wartość list nieboszczki Miłowiczowej, bo to dokument urzędowy, ale pani go nie odszukała. Prawda?
Pani przełożona zastanowiła się chwilę, potem posmutniała i splotła ręce przed sobą.
— Niestety... nie odszukałam — odrzekła z westchnieniem. — Przypuszczenia moje co do Misi narazie nie potwierdziły się. Doprawdy, nie wiem już sama, co o tem wszystkiem myśleć!
— A ja przecież radzę, niech pani jeszcze szuka...
Pani ruszyła ramionami.
— Dobranoc — ozwała się na to papuga.
Mecenas zaśmiał się i zauważył:
— Widzi pani, zacna Dola przypomina mi, że czas wracać do domu.
Wstał, pożegnał się i odszedł.
Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.