jakby szukała szmatki, lub innego jakiego środka na zatamowanie krwi. Wreszcie poskoczyła do biurka, szepcząc do siebie półgłosem:
— Prawda! Arnika, arnika!... Pani gdzieś tu trzyma arnikę...
Rzeczywiście, pani zwyczajnie miała w biurku żółtawy płyn, którym zalewała skaleczone palce dziewczątek. Wiedzieliśmy o tem wszyscy, gdyż niejednokrotnie patrzyliśmy na taką operację.
Misia poruszyła kilka przedmiotów na biurku, porwała za klucze, otworzyła jedną i drugą wysuwkę, zatrzasnęła je obie gwałtownie i wreszcie spostrzegła arnikę na szafie. Pobiegła więc do szafy i zajęła się zalewaniem palca żółtawym płynem, a klucze zostawiła przy biurku.
Misia ma zdrowe ciało, to też po kilku kropelkach lekarstwa i dobrem zaciśnięciu palca krew przestała się sączyć i wszystko było w porządku. Dziewczyna zbliżyła się znowu do klatki i nawymyślała papudze swoim dawnym, wiejskim sposobem:
— A ty gadzino jedna!... takaś ty dobra? ha? Ja cię chciałam pogłaskać, a ty mnie w palec?... Nie wstydzisz się?
— Jasiu, chodź!
— Aha, tobie się Jasia zachciewa, a mój palec co?
— Hej, hej!
— A jakże „hej, hej“... a dziób masz jak nieszczęście.
— Papu daj.
— Figa!... nie dostaniesz papu, boś niegrzeczna.
Tak przekomarzały się obie jeszcze z pół godziny, wkońcu nadeszła pani z miasta i pozwoliła Misi odejść do swego pokoju. Ledwie odpięła kapelusz i spojrzała na biurko, zaraz wyprostowała się, jak do udzielania nagany, i uderzyła w dłonie!
— Otóż to! Mam cię nareszcie! Nie darmo dziś rano przyszedł ogrodnik z jakimś węzełkiem! Przypuszczenia moje sprawdziły się. Teraz nakoniec dowiem się, co się stało z listem!
Obejrzała dokładnie biurko, otworzyła ostrożnie wysuwki; spojrzała do ich wnętrza i szepnęła do siebie:
— Tak jest, nie mylę się: buszowała mi po papierach, szukała znowu listów, aby je za pośrednictwem ogrodnika odesłać staremu Miłowiczowi.
Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.