Wstała i poczęła przechadzać się wzdłuż pokoju, co zwykle czyniła, gdy układała jakieś plany lub uroczyste przemówienia. Wreszcie zadzwoniła na Franię i kazała przywołać Misię.
Gdy ta po chwili weszła, pani wpatrywała się jej bystro przez chwilę w oczy, jakby już tem spojrzeniem pragnęła wszystkie jej myśli przeniknąć, wszystkie jej uczucia zrozumieć. Wkońcu spokojnie, poważnie rzekła:
— Misiu... Słuchaj, moje dziecko. Ja tu, w tem biurku miałam bardzo ważny list. Ty wszystkiego dziś jeszcze nie możesz zrozumieć, bo nato trzeba dłużej żyć i więcej patrzeć, więcej myśleć. Ja wiem, żeś ty ten list zabrała i przez ogrodnika oddała panu Michałowi...
Misia zatrzęsła się i pozieleniała.
— Ja, proszę pani, ja?... — zawołała w najwyższem przerażeniu.
— Tak jest, tyś zrobiła. Ale nie bój się. Ja cię karać nie myślę. Dzieci często popełniają złe czyny, nie rozumiejąc nawet, co robią. To też, proszę cię, moje dziecko, zastanów się dobrze i powiedz wszystko, jak było. Powiedz, kto ci kazał zabrać ten list, kiedy i gdzie go znalazłaś, komuś go oddała. Powiedz całą prawdę, a ja ci przebaczę i wcale karać nie będę, zażądam tylko, abyś nigdy więcej czegoś podobnego nie robiła.
— Ja żadnego listu nie brałam. Ja nie wiem, o jakim liście pani mówi...
— Był to list nieboszczki pani Miłowiczowej, w którym przyrzekała pomoc dla naszej szkoły. Pisany był na żółtym papierze wielkiemi literami, fioletowym atramentem. Zginął mi przed kilku miesiącami. Miałam go tu w biurku, między innemi listami. Tyś go wyjęła i zapewne oddała ogrodnikowi.
— Ależ ja się nigdy do pani biurka nawet nie zbliżam, chyba, że pani każe mi coś przynieść.
— Jakto? nie zbliżałaś się nigdy?
— Nie, nigdy!
— I dziś także nie?
Dopiero widocznie w tej chwili przypomniała sobie Misia, co się dziś stało, więc przelękła się jeszcze więcej, zwiesiła głowę i wyszeptała jak nieprzytomna:
— Palec... palec... papuga... palec...
Strona:Kazimierz Rosinkiewicz - Inspektor Mruczek.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.