2
do ich klasy, zaraz któraś porywa mnie na ręce i przesuwa mi sztywną dłonią raz wraz po grzbiecie tak prędko i niezgrabnie, jakby napamięć wydawała wiersze. Dotąd zresztą byłoby wszystko w porządku. Lecz zaraz przybiegają dwie inne i dobierają się do mnie bez ceremonji: jedna porywa za głowę, druga za tylne nogi albo za ogonek i ciągną ku sobie w dwie różne strony. Daremnie wołam, że takich żartów nie lubię; zwłaszcza nie znoszę, gdy mnie ktoś szarpie za ogonek — ale cóż — nic to nie pomaga! Dopiero muszę którąś porządnie drapnąć i wtedy mam spokój. Odskoczy, nachmurzy się, wydmie usta i wymyślając mi po drodze od niegrzecznych Mruczków, idzie do szatni wyciągać z kieszeni przeróżne drobiazgi: ołówki, pióra, cukierki, pudełeczka, bilety tramwajowe,