szynk, a oprócz tego handlował drzewem na spółkę z Żydami. Zdawało się, że krawiec Baczakiewicz wstąpił w okres chwały. Sam znakomity majster Zieliniak, który miał trzech czeladników, raczył na niego spojrzeć zezem i ruszyć czapką w odpowiedzi na ukłon, podczas kiedy dawniej nie spoglądał wcale, a kiwał tylko głową. Majstrowi Zieliniakowi zresztą o klientelę „miejscową“ nie szło — ubierał w okolicy dzierżawców, a nawet niekiedy praktykantów „po wielkich domach“ — lekceważenie więc jego było czyste i wyniosłe.
Krawcowi Baczakiewiczowi uśmiechnęło się słońce — myślał o wzięciu nowego mieszkania z pokojem. Aliści sen o szczęściu nie trwał długo. Czeladnik spodnie pana burmistrza przy prasowaniu przypiekł — powstała żółto‑czarna plama.
Nadaremnie krawiec Baczakiewicz pracował w pocie czoła nad usunięciem przysmalenia, napróżno pobiegł do Arona Biedla, który miewał materyały, lub próbki materyałów. Niepodobna było takiej sztuki znaleźć. W czem nie było nic dziwnego, gdyż spodnie pana burmistrza miały być zrobione z resztki kupionej na licytacyi we Lwowie przy okazyi przez radcę Dzielnika.
Rozpacz ogarnęła duszę krawca Baczakiewicza.
Gdy przyszedł ów straszny dzień, krawiec Buczakiewicz chwiał się od piątej rano na no-
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.