— Co?
— A co my będziemy jedli?
— Co będziemy jedli? — powtórzył Baczakiewicz niepewnie, ale właśnie rypnął granat gdzieś niedaleko i w strasznym huku krawiec Baczakiewicz pogrzebał odpowiedź.
— O jej! Ja się boję! — zapiszczała Jadwinia.
— I ja się boję! — zawtórował jej Staś i zaczął płakać.
— Zaraz — rzekł krawiec Baczakiewicz.
Wstał, wyszedł i podstąpił ku piwnicy.
Drzwi miała zamknięte.
Zapukał.
Pukał dość długo, wreszcie poznał głos sklepiczarki Kitzlerowej.
— Co jest?
— To ja, Baczakiewicz, krawiec.
— Co chcecie?
— Puśćcie moje dzieci, zdrowe.
— Won, choroby zatracone! — zahuczała przekupka Barbara. — Nie dość, że strzelają, jeszcze wy, psiekrwie, będziecie skomleć! Dziady!
— Dziadu! — zawołał z głębi mularz Muchała, widocznie coraz mocniej pijany.
— Ludzie! Bójcie się Boga! Zdrowe dzieci!
— Daj się pon wypchać, panie Baczakiewicz! — odpowiedział mularz Muchała.
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.