tylko jest on takim człowiekiem, który przy szyciu nie dowidzi i zarobić, wiele trzeba, nie może... Jest on jeszcze czemś pozatem, czy ponadtem. I jest coś poza, czy ponad tym brudem, tym niedostatkiem, tą nędzą ostatnią, w której żyje. Jest coś tak, jak dusza obok ciała. Bo niby on jest krawiec Baczakiewicz, ma ręce, ma nogi — mówi: moja noga — ale czyja? Jego. On się składa tak samo z nóg, jak z głowy i z reszty ciała. To jest on. Ale przecie noga jego nie jest własnością tego, z czego on się składa — jak on mówi: moja noga — to czuje, że to nie jest własność ani jego głowy, ani brzucha, ani ręki, ani niczego. Jest zatem dwóch Baczakiewiczów i jeden drugiego ma. A ten drugi to właśnie musi być to, co się nazywa dusza. Ale tak samo, jeżeli wobec tej wojny jest Baczakiewicz dziad, nędzarz, poturadło wiekuiste, to co jest takiego, o czem ten Baczakiewicz ma myśleć? Biją się Niemcy, Austryacy, Węgrzy, Moskale, Francuzi, Anglicy, Polacy, ale to nie jest wszystko, jest jeszcze coś, jest jeszcze coś, wśród tego huku dział i wśród tych kulek karabinowych — —
co?
Mózg krawca Baczakiewicza pracował uparcie. Baczakiewicz miał uczucie, jakby miał skorupę na głowie. A to, psia noga, nieomylnie przez to, że nigdy myśleć o czem innem, jak tylko o swojej biedzie nie miał czasu.
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.