Krawiec Baczakiewicz patrzał w mroku na tę robotę i nie przeszkadzał mu. Gdy wlazł napowrót pod kocyk, spytał się:
— Władek?
Ale chłopiec wcale się nie odezwał.
Co on robił? Dlaczego tak wodził ręką po blasze od kuchni? Czego szukał na półce ze szczętami potrzeb krawieckich? I zkąd mu się tyle siły wzięło, że się dźwignął i dość długo się trzymał i to na jednej tylko ręce wsparty?
Krawiec Baczakiewicz począł być ciekawy, jak syn teraz wygląda i co znalazł na półce, co wziął ztamtąd. Sięgnął po lampkę i zapalił ją, a zapaliwszy przysłonił światło marynarką. Spojrzał na syna: leżał głową na wznak, blady z twarzą ściągniętą, oczy miał zamrożone. Obie ręce miał na kocyku. Krawiec Baczakiewicz zobaczył. Władek znalazł na półce i trzymał jeszcze kawałek kredy krawieckiej.
Przystąpił teraz krawiec Baczakiewicz ku kuchni i spojrzał. Przy świetle lampki ujrzał coś — na czarnej spalonej blasze była linia kredą pociągnięta. Było to półkole. Półkole, a pod niem laska. Krawiec Baczakiewicz wiódł oczami po liniach kredą poprowadzonych po blasze, przyświecając sobie lampką i odczytał:
Polska.
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.