daję wszystko moim siostrom, zatrzymując dla siebie tylko tyle, aby móc dla nich pracować...
Nie potrzeba dodawać, że pan Kopciuszyński był pośmiewiskiem, popychadłem, przedmiotem nieustannego lekceważenia, wzgardliwego traktowania swoich kolegów.
— Panie Kopciuszyński, jadeś pan dziś śniadanie, że się panu, panie dobrodzieju, tak ręka trzęsie przy rysunku? — pytał jeden.
— Panie Kopciuszyński, wi pon, psiakrew, co o panu powiedzioł wczoraj dyrektor?
Pan Kopciuszyński spuszczał jeszcze niżej, o ile to było możliwe, głowę nad rajzbret i źrenice w rajzbret.
— Wisz pon, psiakrew?
Pan Kopciuszyński milczał.
— Powiedzioł: żeby tego Kopciuszyńskiego wszy gryźli; jak jezdem, powiada, psiakrew, przy cyrklu, jeszczem takiego cymbała, za pozwoleniem pańskiem, panie Kopciuszyński, nie widzioł.
Cóż pon na to, co?
Pan Kopciuszyński milczał z wyzywającym uporem.
— Garbowali na psie skórę.
Nie zdołali wybić dziurę — rzucił obojętnie muzykalny pan Pieńdziołek, rodem z Prądnika, ciągnąc bezbłędną kreskę czerwonym atramentem.
— Że też to pana Kopciuszyńskiego nie znał nieboszczyk Bałucki, kiedy pisał „Dom otwarty“...
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.