Smutny, pełen gorzkich, niepokojących uczuć jechał Poniatowski na czele swego korpusu, wezwany rozkazem cesarskim z Mohylowa pod Smoleńsk. Zwał się pierwszym ułanem Polski, jak Latour d’Auvergne, którego imię powtarzać miano przy każdym apelu z odzewem „padł na polu chwały!“, pierwszym był grenadyerem Francyi. Nie naczelne dowództwo sił polskich, ale to pierwsze ułaństwo Polski kładło na barki Poniatowskiego ciężką, wielką rękę narodu. Bo naczelnym wodzem V-go korpusu mógł być po nim kto inny, ale on był pierwszym żołnierzem ziemi krwi.
Zachodziło przed nim słońce szeroką, ogromną falą koło kręgu. W czerwieni niebios tonęła przed nim kula słońca, złotoognista, za brzozami różowemi i sinoponsowemi, schodziła wolno, w bezmierność. Spokojna, pusta rówień wchłaniała w siebie słońce płomienne i wojsko błyszczące, które prowadził. Zda się, za skraj ziemi, w otchłań płomieni.
Las na widnokręgu, od boku, palił się zorzą
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.