zachodu, w szeżodzie purpurowej malował się taśmą olbrzymią — — bez końca.
Tętniło za księciem wojsko...
Jakiż to, jakiż to rycerz ogromny?
Koń pod nim czarny i zbroja na nim czarna... Skórę lamparcią ma przez kark i drzewo w stal okute, jawór Achillesowy, w prawicy wzniesione. Hełm w czarnych piórach na głowie mu się puszy — — jakiż to, jakiż to rycerz ogromny zajeżdża księciu drogę, naprzeciw dąży od pustki?
Wewnątrz zwróconemi oczyma widzi go Poniatowski.
Dziwny, dziwny los wspólny...
I on z obcym cesarzem wojował, obcemu cesarzowi służył...
Poznał go Poniatowski.
Wyolbrzymisz że się ty, o książę, do tej postaci wiekowej, do tej ogromnego rycerza postaci?
I on padł, odwrót cesarski zasłaniając, obcego cesarza.
Oto jedzie pierwszy ułan Polski naprzeciw pierwszego Polski rycerza...
Wzdrygnął się Poniatowski w siodle.
Ręką przetarł czoło, spojrzał przed siebie w step, nie było nikogo.
A jednak jechał był tu, naprzeciw niemu, na karym koniu w czarno szmelcowanej zbroi z czarnemi piórami na hełmie, tu, naprzeciw, Zawisza Czarny.
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.