towskiego, który tu z wojskiem nadciąga, może odpocząć chwilę i czy kawy dostanie?
— Dobrze! Zaraz! — odpowiedział chłopczyk.
— Ah! To pan jest z wojska księcia Poniatowskiego! — zawołała dziewczynka.
— Pan jest z wojsta tsięcia Poniatowstiego! — powtórzył najmłodszy chłopczyk
I wszystko troje pobiegli od parkanu wewnątrz ogrodu ku białemu dworowi.
Książę patrzał za nimi: starszy chłopczyk mógł mieć lat dziesięć, dziewczynka dziewięć, młodszy pięć.
Poniatowski podjechał powoli ku bramie podwórza. Stał w niej już średniego wieku szlachcic z wyżłem przy nodze, w kapocie szaraczkowej.
— Mam honor adyutanta jego książęcej mości witać? — ozwał się serdecznie.
— Potocki — odpowiedział książę. — Pozwól waszmość pan, że się zaprosi na kawę.
— Sercem całem! Sercem całem! — odrzekł szlachcic. — Proszę!
Wjechał Poniatowski w bramę, konia mu parobek wziął, a on sam przez pana domu prowadzony, do jadalnego pokoju wszedł, gdzie cała rodzina przy kawie zgromadzona siedziała. Pani, dwoje siwowsłosych staruszków i młoda panna. Za krzesłem matki stały dzieci. Wszyscy byli wzruszeni zapowiedzianym gościem i powstali na powitanie.
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.