Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

siedząca naprzeciw, wyciągnęła z za gorsu medaljon, otwarła i podała księciu.
Poniatowski rzucił oczyma na miniaturę i rzekł:
— Tę twarz widziałem — — ale tak! Ten młodzieniec stał obok mnie trzeci w szeregu, kiedy z karabinem prowadziłem pierwszy batalion pierwszego pułku piechoty do ataku w lasku falęckim. On padł —
Cała rodzina otaczała już księcia.
— Dzieci! Wnuki moje! — zawołał siwy starzec. — Patrzcie! Oto wódz z pod Raszyna!
A najmłodszy chłopczyk ukląkł, pocałował wodza w but zakurzony i podniósłszy ku niemu obie rączki, wypowiedział z zachwytem:
— Tsiąze Józef Poniatowsti!...

∗             ∗

Wzruszony wyjechał Poniatowski za bramę białego dworu. W ciężkiej gorzkiej służbie, gdy dla trwania przy Napoleonie odrzuciwszy wszystko, co mu proponował cesarz Aleksander przez Sanguszkę, przez Czartoryskiego, przez pułkownika Tolla, co zdawało mu się spływać tęczowym potokiem pomyślności dla niego, złotym potokiem szczęścia dla kraju, w armii francuzkiej narażony był na upokorzenia, lekceważenie, zaniedbanie i piekące wyrzuty cesarza, że o chleb dla wojska się upomina, kiedy o Polskę walczyć