— Albo to tu dawali, czy dają zapomogi?!
— A dlaczego na was przyszła taka bieda — wtenczas?
— Bo się ojciec stawił majstrowi i za karę go wydalono.
— A dlaczego się stawił?
— Bo mu majster powiedział: ty świnio!
— A za co go majster tak przezwał?
— Bo się ojciec upił w swoje imieniny i nie przyszedł do roboty na drugi dzień, aż o trzeciej po południu.
— I ojciec nie apelował?
— Niby skarżył się?
— Tak.
— Poszedł do dyrektora.
— No i co?
— Dyrektor mu powiedział, że mu go bardzo żal, ale musi być dla przykładu ukarany, bo jakby wszyscy tak robili i jakby dziesięć tysięcy robotników po swoich imieninach nie przychodziło rano do roboty, toby fabrykę dyabli wzięli.
— A no — miał racyę chyba...
Dziewczyna popatrzała na młodego Neftzego dużemi oczyma.
— Pan taki sam zbój, jak i oni — warknęła przez nienawistne zęby.
Młody Neftze puścił ją zupełnie z rąk i spytał, udając, że nie słyszy:
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.