— Kiedy...
— Każę ci mówić!
— No to powiem: mówili nieraz tak: ten rudy pies — niby ojciec pański — szachrajstwem doszedł do majątku. Mówili na niego: łajdak, złodziej... Inaczej go nikt nie nazwie, tylko „rudy pies“. „Rudy pies“ — to już każdy wie, o kim się mówi.
Młody Neftze trząsł się cały i schował twarz w dłoniach.
— Nie gniewa się pan? — szepnęła przerażona Pasternakówna, nachylając się nad nim.
A z piersi młodego Neftzego wyrywało się, jak gruzły krwi z piersi suchotnika, ciężkie, okrutne szlochanie.
— No, czego pan płacze? — szeptała Pasternakówna. — Czego pan płacze?
Młody Neftze zaś runął z kłody twarzą na ziemię i tarzał się w szlochaniu po niej.
— Panie! Panie! — poczęła wołać w największem przerażeniu dziewczyna, usiłując go podnieść z ziemi.
Po chwili młody Neftze podniósł się i usiadł.
— Mów jeszcze — rzekł rozkazująco, dusząc łzy w sobie — co ludzie jeszcze mówili?
— Kiedy pan płacze...
— Nie będę płakał! Mów!
Krzyknął, a dziewczyna zaczęła:
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.