— Mówili: kto się też i kiedy pomści za wszystkie ludzkie krzywdy na tym łotrze?
— Tak mówili?
— Tak.
Młody Neftze zerwał się z kłody.
— Pójdź! — krzyknął, chwytając Pasternakównę za rękę.
— Gdzie?
— Tam! — i wskazał głową pałac.
— Tam?! Poco? Tam nam niewolno chodzić! Tylko jak deputaci...
— Deputaci! — ryknął chłopiec. — Ty będziesz deputatką! Chodź!
Powlókł ją za sobą, powlókł, jak wicher wlecze pęk słomy po ścierni. Dzierżąc dziewczynę za rękę przeleciał przestrzeń do pałacu, roztrącił służbę, kopnął olbrzymiego doga, który ku dziewczynie poskoczył i wpadł z nią przez salę jadalną i dwa boczne pokoje do kancelaryi ojca.
Stary Neftze pisał coś, siedząc za biurkiem, tyłem do drzwi.
— Kto to? — spytał, nie podnosząc głowy.
— To ja! — krzyknął Filip.
Stary Neftze zwrócił się ku synowi z surową twarzą, lecz zobaczywszy Pasternakównę, otworzył usta ze zdumienia.
— Co to jest? — zapytał więcej zdziwiony, niż oburzony tonem, jakim mu syn na zapytanie odpowiedział.
Strona:Kazimierz Tetmajer - W czas wojny.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.