Dyć se jino dyna, przepiło sie, niéma,
przepił sie osiwek skrony ładnyk dziéwek!
jął tańczyć, aż wreszcie zaśpiewawszy:
Zelena lipa tulipan!
Zalecał sja mi mlady pan!
Capkulę w pół do zwyrtu pochwycił i okręciwszy się z nią wielokroć, pod rękę ją, jak Marduła na początku, chciał puścić, ale że on był mały, a ona wielka, ona jego ku powszechnemu śmiechowi puściła.
— Stary je, ale zno tańcować — chwalili gazdowie niemniej Krzysia, a i gaździnę. On zaś był rad i z siebie i z tego i jął pić.
Z kolei Marduła wystąpił.
Chyba Sobek Topór by się z Mardułą w tańcu mógł równać, a Janosik Nędza możeby go przebrał. Boczkowała mu Teresia, Maryny siostra cioteczna, wdzięcznie głowę ku prawemu ramieniu schyliwszy.
Krzyś, gdy się piwem ochłodził, między muzyków siadał i prym Mardule na skrzypcach grał. Ale krótkie i ciasne portki Krzysiowe na rosłym i bujnym Mardule poczęły zdradzać swą nieodpowiedniość. Jęły trzeszczeć, a opięte były tak, że się zdawało, iż we wszystkich szwach pękną. Toż haftki na kostkach, sztucznie w onycki pochowane, powyłaziły nad płótno. Spojrzał Marduła po sobie i zrozumiał, że trzeba ratować