Strona:Kazimierz Władysław Wójcicki - Klechdy starożytne podania i powieści ludowe.pdf/166

Ta strona została przepisana.

ku, a lubo mocno ubolewał nad tem, że syn najukochańszy drzewo poślubić musi, zalecił jednakże, ażeby onej nieżywej oblubienicy te same zaszczyty czynione były, co i córkom znakomitych dworzan, które do rodziny królewskiej przyjęto. Roztropny wezyr pocieszał go tymczasem tą uwagą, że to jest czcza formalność, a po odbytym obrzędzie wolno będzie królewiczowi wybrać przyzwoitszą towarzyszkę życia. Król uspokoił się tem niepomału i z ulżonem sercem czynił przy gotowania do wesela.
Nadszedł dzień, w którym dary ślubne miano wręczyć córce wezyra, tudzież pięciu innym dziewicom i z równie uroczystą wystawnością położono pod drzewo taką samą ilość koszów z darami ślubnemi wraz z umową ślubną, przepysznie na pergaminie spisaną. Przy tej sposobności dostrzegli oddawcy podarunków, że drzewo to było najpiękniejszego rodzaju i widzieli, jak z pod rosochatych gałęzi strumień czysty wytryskał. Gdy nazajutrz znowu pod drzewo przyszli, ujrzeli miasto położonych wczoraj koszów, inne daleko piękniejsze, napełnione najprzepyszniejszemi, jakie widziano kiedy, szalami, sztukami złotej i srebrnej lamy, daleko kosztowniej szemi, niż materye Kaszyhu, wreszcie dyamentami najczystszej wody i owocami, pięknością i zapachem o wiele krajowe przewyższającemi. Oprócz tego na osobnem miejscu znaleziono list, pisany pięknemi literami, w którym wyrażono, że drzewo przyjmuje dary królewicza, oraz zawiadamia go, ażeby w oznaczonym czasie stawił